sobota, 22 stycznia 2011

Tbilisi, czyli tam i z powrotem

[Z racji tego, że jakość i zawartość tego posta nie odpowiadała moim wyobrażeniom, został on poprawiony i uzupełniony]


Na wstępie kilka szybkich faktów o podróży Ankara - Tbilisi
Odległość: ok. 1400km (dokładnie nie wiadomo, bo google maps nie obsługuje Gruzji)
Czas trwania: 22 godziny (+/- 2h różnicy czasu)
Wiza: niepotrzebna
Koszt: 50 USD (70TL, 90GEL)
Wrażenia: bezcenne.
Zdecydowanie pomysł na wycieczkę do Gruzji był jednym z najlepszych jaki powstał w mojej głowie nie tylko podczas tego wyjazdu ale w ogóle kiedykolwiek.
Ale po kolei.

Jak widać na fotosie powyżej, to Gruzji wybrałem się z firmą Lüks Karadeniz, czyli jednym z renomowanych przewoźników którym tam się można przewieźć (drugim jest Metro), autokar miód malinka, telewizorki i te sprawy - generalnie nic do zarzucenia.
Podróż do granicy przebiega bezproblemowo - właściwie cały czas autostrada, końcówka w okolicach Trabzonu to przejażdżka wzdłuż wybrzeża, więc pewnie gdyby nie noc to widoczki byłyby ładne, ale generalnie co można robić w autobusie - spać, więc krajobrazy w sumie średnio potrzebne ;) Jedyny problem - nikt, włączając w to obsługę autobusu nie mówi po angielsku. Fakt, jest to lekki dyskomfort kiedy jedzie się gdzieś samemu, bez specjalnego pojęcia jak to wygląda i nie ma się pojęcia co się dzieje dookoła, ale spoko, można przeżyć.
Samo przejście graniczne bez większych problemów, przed granicą wysiada się z autokaru, przechodzi przez odprawę turecką, potem wyciąga się bagaże i przechodzi z nimi przez odprawę gruzińską (w drodze powrotnej oczywiście odwrotnie), potem się wsiada i jedzie dalej :) Opowiastki które znalazłem w necie, że odprawa autobusu na granicy zajmuje godziny można więc wsadzić między bajki.
Cywilizacja jednak w dużej mierze kończy się na Turcji. Jeżeli chodzi o drogi to Gruzja zdecydowanie wygrywa z nami pod względem ilość dziur czy w ogóle stanu dróg. Dojeżdżając do dworca autobusowego w którejś z większych miejscowości zabrakło nawet drogi o nawierzchni bitumicznej. A do tego zwłaszcza w okolicach Batumi i w drodze do Kutaisi przejeżdża się przez wioski, więc na drodze pojawiają się krowy i świnie.
Świnie.
Wieprzowina!
Radość z widoku zwykłego prosiaka może być naprawdę ogromna ;)

Jednym z plusów działalności w ajsekcie jest to, że zdobywa się znajomych na całym świecie, co potem można skrzętnie wykorzystać, i tak też uczyniłem. Dzięki temu udało mi się przenocować te kilka dni które spędziłem w Tbilisi u chłopaka znajomej Gruzinki która to bodaj 2 lata temu była u nas na PEACE'ie.
Jedyny problem-nie problem, jego rodzice mówią po niemiecku. Ale z każdego szamba da się wyjść, wielkim wysiłkiem intelektualnym udało mi się odgrzebać resztki mojej wiedzy. Ku mojemu zaskoczeniu nie miałem najmniejszych problemów ze zrozumieniem tego co do mnie mówią, schody pojawiały się kiedy to ja miałem coś powiedzieć, no ale jakoś tam się dogadywaliśmy. Powiedziałbym nawet że nadspodziewanie dobrze.

Zaraz po przyjeździe zabrany zostałem na gruzińską domówkę. Wreszcie porządna impreza! Wszystkie rodzaje alkoholu i super ludzie. Jedyny minus - w domku nie było na początku ogrzewania, potem pojawił się jeden elektryczny grzejnik, ale jego skuteczność była dość ograniczona, tak więc trzeba było się rozgrzewać od środka ;) 
Chociaż przyjeżdżając tam znałem tylko 1 osobę, po pół godzinie już wszyscy traktowali mnie jak dobrego znajomego (i to bynajmniej nie ze względu na wypity alkohol). Gruzini są w ogóle bardzo życzliwi i pozytywnie nastawieniu. Po kilku godzinach znajomości dostałem już (szczere) propozycje wakacyjnego przyjazdu do Gruzji i ugoszczenia w domu w górach, gruzińską kartę sim oraz pojawili się chętni do oprowadzenia mnie po Tbilisi następnego dnia.
Jako że nie miałem na imprezie aparatu, kilka zdjęć można sobie oglądnąć na fejsie, prezentuję tylko zapożyczone poglądowe zdjęcie z (niepełną) listą obecności:
Oraz 'personal favourite' :D
Jak widać - impreza pierwsza klasa ;)

Nadszedł niniejszym pobytu w Gruzji dzień pierwszy, który generalnie upłynął na zwiedzaniu Tbilisi w towarzystwie Holendra studiującego na Harvadzie, a później dodatkowo w towarzystwie kilku Gruzinek.

Generalnie czego się można spodziewać po Gruzji. Kraj to bogaty niestety raczej nie jest - jeżeli liczyć Zakaukazie jako Europę, to tylko Mołdawia ma niższe PKB per capita liczone z uwzględnieniem PPP. I nie ma co ukrywać, widać to nawet w centrum Tbilisi, ale spaceruje się zdecydowanie przyjemnie i bynajmniej nie wpływa to na radość czerpaną ze zwiedzania nowego miejsca. Poniżej zaprezentowane zostaną fotki kilku ciekawych miejsc.

To co widać poniżej to gruziński parlament.

Tak, wiem że choinka jak w Wawie, i też zauważyłem że to typowy przykład socjalistycznego budynku użyteczności publicznej, ale nie o to tu chodzi.
Gruzja to chyba jedyny kraj który nie jest członkiem UE, a mimo tak przed parlamentem jak i na wszystkich rządowych budynkach obok flagi narodowej wywieszana jest też flaga unijna. Gruzini bardzo chcą i do UE i do NATO i starają się to demonstrować na każdym kroku. W sumie wydaje mi się, że chcą bardziej niż Turasy i są w stanie dużo więcej zrobić żeby to osiągnąć, ale droga jeszcze długa.

Poniżej za to widać fragment plakatu filmowego.
Tak jest, to Harry Potter!
Jeżeli ktoś nie wiedział, alfabet gruziński jest jednym z 14 istniejących na świecie i jak widać nie jest podobny do niczego. W niektórych momentach jest to problematyczne, bo nie wiadomo dokąd np. jadą autobusy. Ale nie ma co panikować, większość znaków drogowych jak i w ogóle szyldów, nazw ulic itp. jest uzupełnionych angielską wersją (tam gdzie nie ma jeszcze angielskiej jest zazwyczaj rosyjska).

A teraz placyk z ratuszem. A dokładniej ze starym ratuszem, bo jako że przed nim odbywały się demonstracje które paraliżowały miasto, to przeniesiono ratusz do innego budynku, żeby sobie można było przed nim swobodnie protestować, nie blokując dwóch głównych arterii miasta. Praktyczne.

Co się w Gruzji ogląda? Jak się jest turystą, to ogląda się to samo co w Polsce - kościoły. Oni tutaj mają swój ortodoksyjny (autokefaliczny) kościół, a wszystkie przybytki tak naprawdę z gruba wyglądają tak samo. Gruzja była drugim krajem na świecie który uznał chrześcijaństwo za religię panującą (sam Kościół powstał w I wieku, a status religii państwowej chrześcijaństwo zyskało w IV wieku), więc można natknąć się na świątynie z okresu kiedy nasi przodkowie jeszcze biegali nago po lesie z dzidami i czcili słowiańskich bożków.

Celem prezentacji zagadnienia - kolekcja kilku kościołów ;)
Generalnie widać, że wszystkie one niewiele się różnią od siebie. Ale i tak warto zaglądnąć do każdego napotkanego. Przynajmniej nie trzeba ściągać butów jak w meczecie, ale kobiety jednak zakładają coś na głowę (w sensie szale/chusty), ale chyba nie jest to obowiązkowe. Ciekawa sprawa - w kościołach nie ma ławek, nabożeństwa odbywają się na stojąco.


Niedawno postawili sobie w stolicy nowoczesny most dla pieszych nad Mtkwari (z przyczyn bliżej mi nieznanych w Polsce tą rzekę nazywa się Kura). Most jest ładny, i w nocy efektownie podświetlony, ale prowadzi donikąd. Na razie. Plany są ambitne, więc może za kilka lat coś tam na drugim końcu powstanie.


Wieczorem nadeszła pora na nawiedzenie największego (też niedawno zbudowanego) kościoła w Gruzji.
Być może nie wygląda na olbrzymi, ale jest całkiem spory. Wrażenie od środka jest dużo większe, ale że akurat odbywało się jakieś nabożeństwo, to fotencji ze środka nie ma. Z resztą jeszcze go nie wykończyli, więc posiada tylko białe ściany. Ale jak widać, kościoły tutaj są wyższe niż dłuższe/szersze, więc w środku naprawdę sprawiają wrażenie dużo większych niż z zewnątrz.

Potem wybraliśmy się na drugą część miasta żeby obejrzeć inny kościół i cmentarz ze znanymi Gruzinami. Co prawda wszystko był już zamknięte, ale co tam, dla nas nie otworzą? Gruzinki trochę pogadały z policjantami i... otworzyli. :)
Tu nadmienić należy, że taksówki w Tbilisi którymi poruszaliśmy się tego wieczoru są naprawdę tanie. Za podróż przez kawał miasta zapłaciliśmy 5 lari. Fakt, często są to stare gruchoty, a niektórzy taksówkarze wyłączają silnik przy jeździe z górki, ale zawsze tanio. Trzeba tylko o tym wiedzieć, bo jako że nie ma taksometrów, cenę ustala się z kierowcą. Najlepiej więc zrobić to z wykorzystaniem znajomego tubylca :)


Poniżej jeszcze parlament nocą
 Oraz ulica Rustaveli wraz z bożonarodzeniową iluminacją.

Kolejny dzień upłynął mi na porannym wałęsaniu się po mieście z którego zapodaję niniejszym dwa zdjęcia:
Oraz na popołudniowo-wieczornej wycieczce do Mtskhety - dawnej stolicy Gruzji, miejsca gdzie łączą się dwie rzeki - Mtkvari i Aragvi.
Widoczek,
Kościół Jvari na wzgórzu kołu miasta:
Oraz sama Mtskheta, a dokładniej Katedra Svetitskhoveli
Zdecydowanie polecam :)

Co jeszcze można zobaczyć w Tbilisi?
Na Placu Bohaterów znajduje się coś co jest chyba odpowiednikiem naszego grobu nieznanego żołnierza.
Pali się znicz, na tym murze są wypisane (chyba) jakieś nazwiska, ale że ten oto zakątek mieści się przy jednym z większych rond w mieście, to dostojność okolicy raczej umiarkowana.


A na ulicy Chavachadze można się natknąć na polską Batę, która jednak tutaj nie ma dobrej opinii. Jak wszystkie firmy, tak i Bata zapewne segreguje rynki, a że Gruzja zazwyczaj wpada do 3. kategorii, to i wizyta w Benettonie czy innym D&G może pokazać inne towary niż na Zachodzie.
 Widoczek na pałac prezydencki nocą, jeszcze pachnący nowością.
 Twierdza nad starym miastem.
 A to już mało okazała ambasada RP. 
Taka tam wieża w okolicy stawu Kus-Tba na jednym ze wzgórz koło miasta.
 Panorama Tbilisi.
 I widoczek na ogród botaniczny.
Ogród jest ładny, i ciekawie położony w takiej kotlinie między dwoma wzgórzami, ale wydaje mi się, że jeszcze lepiej prezentuje się wiosną bądź latem.


Do tego zajrzeć jeszcze można do łaźni. Tbilisi zostało zbudowane w miejscu gdzie znajdują się gorące źródła (stąd pochodzi nazwa miasta) więc polecam bardzo wizytę w łaźni na starym mieście, gdzie można się w tych wodach pomoczyć, a następnie zostać wymasowanym i porządnie umytym :)
I to wszystko za ok. 40 lari.


Gruzińska kuchnia
Nie ma co ukrywać, ale to co się je w Gruzji trochę różni się od jedzenia w Kebablandii.
Po pierwsze - khinkali, czyli pierogi.
Większe, i jak widać bardziej finezyjne. Je się je rękami, znaczy trzyma się w rękach i gryzie :) Cała sztuka polega na tym, żeby jedząc jednocześnie wysysać wodę ze środka, tak żeby talerz pozostał czysty. Jadłem to chyba 4 razy i nigdy się nie udało. Oczywiście zawartość w środku może być różna, ja polecam te z mięsem :)


Chaczapuri - czyli takie tam placki. Lubie placki jak to kiedyś stwierdził Johny Bravo, więc i te mi smakowały. Zdjęć nie posiadam, trzeba sobie wygooglować, ale też i różne rodzaje różnie wyglądają, ja jadłem 3:
chaczapuri z serem
chaczapuri z jajkiem i serem (podobno z Adżarii)
chaczapuri z fasolą
wszystkie trzy są bardzo smaczne i podawane na ciepło


Wino - miejscowi twierdzą że Gruzja jest kolebką wina - i być może mają rację. Wina mają tu świetne, wybór jest spory - trzeba korzystać!


Gruzini a Polska
Hmm, w sumie nie wiem czy podejście do Polaków jest inne niż do innych obcokrajowców - wydaje mi się, że zawsze jest pozytywne.
Ciekawostką jest to, że Gruzini są zdecydowanie mnie ufni wobec Rosjan, i nie spotkałem chyba nikogo z miejscowych kto by nie miał wątpliwości w sprawie Smoleńska i uważał, że było to coś więcej niż tylko nieszczęśliwy wypadek.


Generalnie jeżeli ktoś się kiedyś będzie zastanawiał czy warto odwiedzić Gruzją, to mówię - zdecydowanie warto. Aczkolwiek wszyscy mówią, że każda pora roku jest lepsza niż bezśniegowa zima, a zwłaszcza lato, kiedy można wybrać się choćby na spacer po górach.
Ja się w Gruzji zakochałem i zdecydowanie zamierzam tu wrócić - kiedy i w jakich okolicznościach jeszcze nie wiem - ale wrócę.


Tym oto magicznym sposobem dotarliśmy razem dzielnie z powrotem do Ankary. Jak wyglądał ostatni dzień - to już napiszę myślę z Polski ;)


PS.
Jeżeli komuś się ten blog podoba, to można na niego zagłosować w plebiscycie na najlepszego bloga z zagranicznych wojaży na stronie http://www.lexiophiles.com/english/voting-for-the-ix11-blog-competition-started do 26 stycznia. Trzeba odnaleźć 'Erasmus w Ankarze' i na dole strony kliknąć na 'vote'. :)

1 komentarz: