wtorek, 1 lutego 2011

To już jest koniec

Nadszedł wreszcie czas najwyższy, aby oficjalnie tego bloga zamknąć, a przynajmniej ogłosić zaprzestanie publikacji nowych postów, z powodu ustania okoliczności które były czynnikiem sprawczym jego powstania.


Dokładnie 5 miesięcy temu, a będąc bardziej precyzyjnym, 154 dni , 31 sierpnia na lotnisku w Dreźnie zaczęła się moja przygoda z Erasmusem, Turcją, Ankarą i Bilkent Üniversitesi.
A zakończyła nieco ponad tydzień temu, 22 stycznia w tym samym miejscu.


Czy było warto?
To jest pytanie retoryczne, i mam nadzieję, że z tego bloga jednoznacznie wynika, że warto było.
Turcja to świetny kraj i zdecydowanie polecam go każdemu kto zastanawia się gdzie by sobie pojechać na wymianę.
Czy polecam Ankarę?
No cóż, Ankara to nie Istambuł, z tym się trzeba pogodzić, ale zdecydowanie są tu fajne miejsca na spędzenie wolnego czasu, z uwagi na położenie wszędzie jest relatywnie blisko, a do tego troszkę taniej niż w Istambule.
I wreszcie, czy polecam Bilkent?
Tak, aczkolwiek trzeba zdawać sobie sprawę, że uczelnia jest zorganizowana na wzór amerykański. Tempo prowadzenia zajęć czy czasem ich poziom może momentami rozczarowywać, ale generalnie można sporo nowego się nauczyć. Zwłaszcza, jeżeli macierzysta uczelnia daje wolną rękę w wyborze kursów i można wyszperać ciekawe wykłady zupełnie niezwiązane ze studiami w kraju. A do tego, pod względem czysto organizacyjnym, wszystkie uczelnie w Polsce mogłyby się od Bilkent uczyć.


Polecam również wykorzystywanie wolnego czasu, a zwłaszcza bayramów, na podróżowanie po Turcji. Jest tu mnóstwo ciekawych miejsc, i nie sposób zobaczyć wszystkiego choćby ktoś tu siedział i cały rok.


Na co warto zwrócić uwagę przed wyjazdem/w trakcie pierwszych dni pobytu?
- jest drożej niż Polsce, mniej więcej dwa razy drożej
- warto uzbroić się w dwie karty płatnicze, gdyż czasem zdarza się, że niektóre nie są obsługiwane, albo z powodu chwilowej awarii, albo z bliżej nieokreślonych przyczyn
- pamiętać należy o pozwoleniu na pobyt i o tym, że kosztuje ono 138 lir
- nie zabierać na zwiedzanie jakiś fikuśnych, bogato sznurowanych butów, bo co meczet, to buty trzeba zdejmować
- koniecznie trzeba się zaopatrzyć w Kartę Muzealną, która znacznie odciąża budżet
- chodzenie na zajęcia jest obowiązkowe, jest trochę pracy w trakcie semestru, ale egzaminy nie są trudne
Więcej mi nic w tej chwili do głowy nie przychodzi, chociaż na pewno można wiele wywnioskować z całego bloga. Generalnie jest inaczej niż u nas, i dlatego właśnie jest ciekawie.


Tak jak kiedyś obiecałem, krótkie podsumowanie, czyli kto mnie czytał?
Pierwsze miejsce Polski jest oczywiście bezapelacyjne i nie ma się co dziwić. Taka duża ilość wejść z Turcji jest oczywiście efektem mojej aktywności, choć nie tylko ;)
Gratuluję Austrii nabicia tak pokaźnej liczby, nawet jeśli jest ona odzwierciedleniem nudy w biurze ;)
Oczywiście poza tą listą pojawiały się pojedyncze wejścia z właściwie większości krajów europejskich, jak i z różnych dziwnych miejsc na świecie, co bardzo mnie cieszy, bo oznacza, że nie tylko znajomi tutaj zaglądali :D


Jeżeli chodzi o popularność postów, zdecydowanie królują Ciekawostki zebrane które były dwukrotnie bardziej popularne niż relacja z Istambułu, która to z kolei i tak przykuwała Waszą uwagę ponad dwa razy częściej niż pozostałe posty.


Wszystkim, którzy zaglądali tutaj regularnie dziękuję za wytrwałość, tym którzy czytali okazyjnie za zainteresowanie, a wszystkich tych, którzy sami szykują się do wyjazdu na Erasmusa do Turcji/Ankary/na Bilkent i chcieli by dowiedzieć się więcej, zachęcam do kontaktu mailowego.


A tymczasem,
koniec i bomba, a kto czytał, ten trąba.
Güle güle!

1 komentarz: