środa, 22 grudnia 2010

Ankara, świąt nie będzie

22 grudnia
a to oznacza kilka rzeczy.


Po pierwsze, że jest 22 grudnia, czyli że powinna być zima, śnieg, zimno i w ogóle.
A tymczasem po ataku zimy 1,5 tygodnia temu zrobiło się cieplej. Na mieście śniegu już w ogóle nie ma, na kampusie co prawda widać jeszcze jakieś resztki w kilku miejscach, ale wynika to tylko z tego że kampus jest na zboczu o ekspozycji północnej.
No i jak widać, nie zapowiada się na razie żeby coś się zmieniło w tej kwestii.
Podobno najstarsi górale nie pamiętają takiej ciepłej zimy w Ankarze.
Nic tylko się cieszyć :)


Po drugie, 22 grudnia oznacza że 24 grudnia już za dwa dni.
Czyli Boże Narodzenie. Jak się zapewne wszyscy z gruba orientują, tutaj się tego nie obchodzi. Zgodnie z miejscowymi danymi 99% populacji Turcji to muzułmanie (to trochę naciągane, bo za muzułmanina uznaje się każdego kto nie zadeklarował innego wyznania), więc z jakiejkolwiek przerwy bożonarodzeniowej nici.
Mało tego, jeżeli ktoś ma zajęcia w piątki, dajmy na to wieczorem, to czeka go jeszcze niemiła niespodzianka 31 grudnia, bo to normalny dzień zajęć.
Inni byli na tyle sprytni że zrobili sobie piątki wolne :D
Ale to połowiczny sukces, bo od poniedziałku 3 stycznia zaczyna się sesyjka, i na ten przykład właśnie wtedy będę miał egzamin.


Po trzecie 22 grudnia oznacza dokładnie to, że za równy miesiąc wracam do Polski. 
Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to o tej porze będę czekał w Monachium na samolot do Drezna. 'Jeżeli' to słowo klucz bo jak patrzę co się teraz wyprawia na lotniskach w Europie to zaczynam mieć wątpliwości czy wszystko pójdzie gładko.
Czyli prawie 4 miesiące w Turcji już za mną!
Hmm... dziwne... wydaje mi się jakbym dopiero co tu przyjechał, a już za tydzień kończę zajęcia.
Z chęcią bym tu posiedział dłużej, ale cóż, trzeba kiedyś skończyć studia.


A teraz minimalistyczna relacja z wydarzeń ostatnich dni.


Jako że nastała kumulacja DDL na wszystkie możliwe projekty/eseje/prace/inne to ostatni weekend był chyba najbardziej pracowitym weekendem od mojego przyjazdu.
Udało mi się stworzyć 30 stron naukowych wypocin z masą przypisów które mają uwiarygodnić to co tam napisałem.
Jakość może na kolana nie rzuca, ale umówmy się, nie o to chodzi ;)


W poniedziałek celem odpoczynku udałem się na koncert jazzowy w naszym wspaniałym Bilkent Concert Hall. Pewnie bym nawet nie widział że taki coś się odbywa, gdyby nie to że przeczytałem w uczelnianym Bilkent News że 20-lecie pracy w Bilkent będzie obchodził Janusz Szprot (tak tak, Polak) który właśnie jazzu tu uczy i będzie występował razem z całym zespołem.
Koncert był rewelacyjny, prawie 3 godziny naprawdę dobrej muzyki.
Gdyby ktoś się kiedyś nadział na gościa to polecam.
A z obserwacji poczynionych podczas koncertu a następnie potwierdzonych na zajęciach wynika...


Ciekawostka #18
czyli tureckie przywiązanie do okrycia wierzchniego.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy przybyłem sobie do naszej sali koncertowej, i okazało się, że jestem jedną z nielicznych osób która postanowiła zostawić kurtkę w (bezpłatnej) szatni, które znajduje się może 20 metrów od wejścia na salę.
Turasy uwielbiają pakować się wszędzie w kurtkach/płaszczach, po to żeby je potem upychać gdzieś na pustych siedzeniach, pod sobą czy gdzie popadnie.
Jak dla mnie kosmos. U nas by chyba nawet nie wpuścili na sale w zimowych ciuchach.
To właśnie dość dziwne przeżycie skłoniło mnie do obserwacji zachowań ludzi w innych okolicznościach - tj. na wykładach.
Jako że uczelnia składa się z rozsianych po kampusie budynków, to w żadnym nie ma szatni. Ale za to w każdej sali wykładowej znajdują się koło wejścia na ścianie wieszaki na ubrania.
Otóż zazwyczaj na 30 osób na zajęciach ilość kurtek na wieszakach da się policzyć na palcach jednej ręki.
Miejscowi wolą albo
a) siedzieć w kurtce choć naprawdę jest ciepło
b) trzymać kurtkę koło siebie upchaną gdzieś na wolnym siedzeniu.
Dziwne to.


Ciekawostka #19
czyli czy w Turcji można natknąć się na świąteczne dekoracje?
I tak i nie.
Otóż niektóre miejsca są poobwieszane lampkami, świecącymi gwiazdami czy pojawiają się udekorowane głównie lampkami choinki.
Co myśli sobie europejczyk? - O! Bożonarodzeniowe dekoracje!
Co myślą sobie miejscowi? - O! Noworoczne dekoracje!
Tak jest. Turasy mówią, że to światełka i dekoracja z okazji Nowego Roku. Wiadomo, nie podoba im się to że niewierni przytaszczyli do ich kraju jakieś pogańskie zwyczaje, więc przerobili retorykę na bardziej neutralną.
Tylko co choinka ma wspólnego z Nowym Rokiem?


Z innej beczki.
Na kampusie niedawno pojawiły się następujące plakaty:
Bardzo mnie to zaciekawiło, bo wydawało mi się że wszyscy zdają sobie sprawę że na kampusie żyje mnóstwo zwierząt, w tym właśnie koty, bezdomne psy, inne żółwie czy nawet (podobno) lisy.
Ale przeprowadziłem dzisiaj wywiad środowiskowy ze znajomą Turczynką i okazało się, że jest to odpowiedź na falę znęcania się nad zwierzętami.
Podobno ostatnio coraz częściej zdarzały się przypadki że ktoś sobie koty kopał (chociaż większość jednak woli głaskać, tym bardziej że same przychodzą jak się tylko siądzie na ławce) a hitem sezonu było wypatroszenie żółwia.
Barbarzyństwo jest wszędzie.


PS. Jeżeli komuś hasło z plakatu skojarzyło się z prowadzoną swojego czasu kampanią 'I am an AIESECer' to współczuję spaczenia umysłu ;)


W sumie chciałem coś jeszcze napisać, ale zostawię sobie to na później, za to może napiszę coś w trakcie świąt. Świąt których nie będzie.


I z tej okazji wszystko którzy tutaj zaglądają składam najlepsze życzenia świąteczne!
Patrząc na puste miejsce przy stole pomyślcie o tych co na emigracji ;)



1 komentarz:

  1. Szymon! Fajny post! :)
    Wszystkiego Najlepszego na Święta na obczyźnie!!!
    Tomasz

    OdpowiedzUsuń