Zauważyłem niepokojący trend na moim blogu, mianowicie że z miesiąca na miesiąc spada moja wydajność, tj. coraz mniej świeżych postów się pojawia.
No cóż, mam nadzieję, że w grudniu sytuacja się trochę poprawi ;)
Ale do rzeczy.
Jak pisałem, albo nie pisałem. Nie, w sumie to nie pisałem, ale czynię to teraz.
Zeszły weekend minął mi na udziale w Social Erasmus Project, który z grubsza polegał na tym, że wsiadamy do autokaru, jedziemy do południowo-wschodniej Turcji do dwóch szkół podstawowych, przekazujemy im książki, kompy i jakieś tam inne materiały, a dzień drugi tej weekendowej imprezy mamy wolny na zwiedzanie Urfy.
Zapowiadało się interesująco.
Na tyle ciekawie, że stwierdziłem, że lepsze to niż mikołajkowe spotkanie polonijne w ambasadzie które odbywało się w ostatnią niedzielę.
Tamam, decyzja podjęta - jedziemy.
Odległość między Ankarą a Sivrek, małej mieścinie na gdzieś tam na wschodzie to ponad 900 kilometrów, co nawet biorąc pod uwagę fakt że większość drogi pokonaliśmy autostradą, daje mały obraz ile czasu to zajęło.
Z kampusu wybyliśmy w piątek koło 19 a na miejscu byliśmy w sobotę koło 9.
Generalnie nie ma co ukrywać, różnica między wschodnią a zachodnią Turcją jest ogromna. Widać że tam nic specjalnego nie ma, ziemia nie nadaje się do niczego innego poza wypasem jakiś owiec czy krów, no i generalnie bogato to tam nie ma.
W sumie to takich wiosek to już chyba w Polsce nie ma.
Oczywiście sensacja że przyjechał autokar z Ankary, wszystkie dzieci przybiegły itd.
Efekt 'zadupia' wzmacniała jeszcze pogoda - wiatr którego nawet na Podzamczu nie można doświadczyć (ptaki latały w miejscu), do tego co jakiś czas dołączał się deszcze, a ziemia była udekorowana martwymi gołębiami (?).
No ale nic, zajęło nam to wszystko może z godzinę, potem do autokaru i jedziemy do Urfy, całkiem spore miasto, powiedzmy coś wielkości Wrocławia.
I wycieczka do drugiej szkoły którą mieliśmy obdarować, tu już zainteresowanie było mniejsze, co wynika pewnie z tego że była to sobota, a w mieście nie jest jak na wiosce, że wszyscy widzą że przyjechał autokar i mieszkają niedaleko szkoły.
Tym oto magicznym sposobem zakończyła się część oficjalna wyjazdu.
Teraz rozpoczęła się część towarzysko-krajoznawczo-imprezowa, której 'uroczysta' inauguracja odbyła się w restauracji podczas obiadu. Tak, cały czas różne warianty kebaba mnie zaskakują.
Zanim jednak nadszedł wieczór zostaliśmy zakwaterowaniu w akademiku miejscowego uniwersytetu i po krótkiej drzemce i prysznicu, wyruszyliśmy na miasto.
Şanlıurfa nocą czy też wieczorem nie wygląda porywająco, ale co zrobić, trzeba wykorzystać okazję skoro już się tu jest.
Tak więc pierwsze kroki skierowaliśmy do knajpy celem konsumpcji kolacji składającej się z bliżej nieokreślonej liczby przystawek - rewelacja.
Jedzenie to zdecydowanie atut Turcji, zawsze i wszędzie można znaleźć dużo dobrego jedzenia i w dodatku niedrogiego.
No i nadszedł czas na browara.
Trafiliśmy do spelunki która wyglądała tak, że jakbym ją zobaczył w Wawie to bałbym się tam wejść. Ale w kupie raźniej, więc udało nam się zorganizować stoliki i posączyć piwko w towarzystwie Turków (do takich knajp chodzą tutaj tylko faceci). Potem okazało się, że nawet w takiej podrzędnej knajpie może być ciekawie, znikąd pojawili się panowie z instrumentami i wokalista i zaczęły się śpiewy na żywo i tańce.
Ciekawe przeżycie :D
Tym oto sposobem sobota się skończyła.
A jak to bywa, po sobocie przyszła kolej na niedzielę.
Gdzie można pójść po zjedzeniu śniadania na kampusie?
Oczywiście do czegoś w rodzaju cukierni serwującej miejscowe desery.
To co widać powyżej to regionalna specjalność, jakiś rodzaj ciasta, w środku są pistacje i chyba coś jeszcze, podawane na gorąco.
Słodkie i rewelacyjne.
Gdzie teraz? Oczywiście do meczetu.
Ale nie do środka, tylko tak pooglądać sobie dziedziniec. Fotki poniżej.
A teraz pora na kulminacyjny element zwiedzania.
Czyli coś w rodzaju parku + zamek + meczet.
Generalnie Urfa jest uznawana za miejsce urodzenia Abrahama, który przez Muzułmanów uznawany jest za proroka.
No i właśnie tutaj znajdują się dwa miejsca z nim związane.
1) jaskinia w której podobno się urodził - wyjaśniać nie trzeba.
2) staw z rybami. Tak, to nie pomyłka. Według legendy któryś z regionalnych królów chciał spalić Abrahama na stosie ofiarnym, ale Bóg/Allah zamienił ogień w wodę a węgle w ryby.
Ładne. A właściwie nawet bardzo ładne.
Na tyle ładne że warto jeszcze zapodać kilka zdjęć.
3) zamek - tego chyba wyjaśniać nie trzeba, każdy wie do czego zamek służy.
Jak widać po 3 miesiącach pobytu w Turcji zdecydowałem się zakupić arafatkę. Nie powiem, przydaje się w charakterze szalika i bardzo łatwo po tym poznać obcokrajowca - żaden Turek tego nie nosi.
No i to by było tyle jeśli chodzi o wycieczkę. Obiad, autokar i do Ankary.
Ale oczywiście nie mogło być tak prosto, otóż w międzyczasie do Turcji przyszła zima, jeżeli ktoś nie oglądał w weekend faktów to zapraszam tutaj: http://www.tvn24.pl/28377,1685891,0,1,bialy-paraliz,fakty_wiadomosc.html
W związku a tym niektóre kawałki autostrady były prawie nie przejezdne, na prawym pasie co chwila stały unieruchomione ciężarówki czy samochody osobowe, więc droga powrotna zajęła nam ponad 16 godzin, chociaż planowana była na mniej niż 12.
Do tego tuż przed wyjazdem odkryliśmy z małym sklepiku whisky i wódkę w puszkach (taki 0,33 jak normalne napoje). Jak się można było domyślić, jakość korespondowała z ceną i opakowaniem.
Każdy z facetów zakupił sobie po puszeczce i zaczęliśmy biesiadować w autobusie do Ankary.
Pech chciał, że impreza się rozkręciła w momencie kiedy wjechaliśmy na nieodśnieżony kawałek autostrady, co znacznie wydłużyło czas przejazdu do następnego postoju na którym mogliśmy wyskoczyć do toalety :/
Ale koniec końców udało się wrócić.
Zdjęć z zasypanej Ankary nie mam, bo od wczoraj wszystko zaczęło topnieć, ale jak tylko znowu dowali śniegiem to na pewno pobiegnę na kampus z aparatem i zdjęcia się pojawią :)
A tymczasem się żegnam.
PS.
Kartki się już skończyły. Obecnie tworzy się lista rezerwowa, więc jeżeli jeszcze jakieś pocztóweczki zakupię, to zapewne pokuszę się o ich wysłanie ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz